W swojej twórczości Julian Tuwim zapisał fascynację rzeźbą
wieńczącą fasadę budynku lecznicy, którą mijał codziennie,
kiedy chodził do szkoły. Odzwierciedlenie możemy odnaleźć w
“Kwiatach Polskich”.
„Było to w pierwsze dni
smętnienia,
Za miłosnego bezkrólewia,
W czas ewangelii, czas Szopena
I - KONIA, co na dachu
rdzewiał.
Tak. Z okna widać było konia
Metalowego. Stał bez jeźdźca
I dawno nęcił mnie, wałkonia,
By wskoczyć - i galopem z
miejsca.
A był to także czas zapatrzeń
w dym, szarość, nudę, czad
ponury
Gwiazdy, słabość wciąż i
rzadsze…
Więc
się zbuntujmy i ożyjmy.
Rumaku weterynaryjny.
Wzlećmy nad ten Kominogród
W pełen astralnych zwierząt
ogród,
W świętego Jana sny prorocze!
Do pierwszej dowieź mnie
mgławicy,
A kiedy się na Zodiak wtoczę.
Tam cię już puszczę, tam
przeskoczę
Na grzbict Gwiaździstej
Niedźiedzicy.
Lecz stał jak wryty. Zziąbł
i przemókł.
Dym gryzł go w oczy, żarła
rdza.
A nie odwrócił nawet łba.
Nawet nie zarżał. Trudno. Nie
mógł.
Rzucony na posępne tło
Szarości dżdżystej, dni bez
słońca
O, gęsta mgło!
O, ćmiąca mgło!
O, dymna mgło! O, mgło bez
końca!),
Czekal mój Pegaz bez zajęcia
Na cud, na dziw, na czar
odklęcia,
Na właśnie TĘ: znającą
Słowo.”